Aneta w pierwszej rozmowie powiedziała- „Wiesz co, urządzanie domu w ogóle mnie nie interesuje, to nie moja bajka.”
Była zajęta karierą w korporacji, pędziła, żeby zarabiać jak najwięcej. A w każdą wolną chwilę, długi a czasami nawet krótki weekend, wsiadała do samolotu i uciekała jak najdalej. Co było łatwe, bo jako singielka mogła dość spontanicznie podejmować decyzje.
A jej pięknie położony w lesie pod Warszawą, niedawno kupiony dom, pozostawał niewykończony. Aneta mówiła nawet czasem – „Wiesz, moi sąsiedzi mają taki fajny zmysł- fajne meble, oświetlenie, poduszki, świece. Gdy przychodzę do nich, to nie chce mi się wychodzić. A u mnie tak zupełnie nieprzytulnie. Zimne surowe światło, pustawy salon, książki na podłodze.”
W kolejnych rozmowach Aneta zaczęła szerzej patrzeć na swój schemat. Nie urządza przytulnego domu, bo przecież i tak w wolne chwile wyjedzie. A wyjeżdża, bo… jej dom jest nieprzytulny. Odkryła w sobie przekonanie, które miała jeszcze z dzieciństwa „Gdzie indziej jest lepiej” – lepiej jest w domach koleżanek, bo tam jest ciepła atmosfera, troskliwi rodzice. A u niej w domu nie ma rodziców, bo są ciągle w pracy. I właśnie po szkole chętniej chodziła do domów koleżanek, do swojego domu nigdy ich nie zapraszała. Zazdrościła koleżankom lepszego życia- obecności rodziców, ciepłych relacji, bycia otoczoną opieką.
I to odkrycie, ta świadomość doprowadziła ją do decyzji – „Tak, u mnie może być dobrze. Chcę stworzyć przytulny dom i życie, od którego nie uciekam.”
I jak to często bywa u moich klientek – reszta „potoczyła się sama”. W ciągu kolejnego tygodnia Aneta urządziła swój salon- kupiła regały na książki, kwiaty, dodatki i świece. To był impuls, który poczuła, że MUSI zrealizować. Stopniowo zaczęła też dbać o siebie, zmieniła godziny pracy, żeby mieć czas na poranną medytację, zdrowe śniadanie, spacer wieczorem lesie.
Teraz nie pracuje, żeby zarobić i uciec. Decyduje, czy chce wyjechać, czy może jednak spędzić długi weekend w swoim lesie pod Warszawą.